O co chodzi z tymi zamiennikami – czyli o inżynierii odwrotnej


Oryginały czy zamienniki

Ostatnio na łamach Rzeczpospolitej [link] można było przeczytać informację, że Hewlett Packard, jeden z najbardziej znanych producentów urządzeń drukujących z Palo Alto w Californii pozwał polską spółkę Black Point SA o naruszenie prawa własności intelektualnej. Wszyscy którzy używają drukarek znają Back Point z tego, że jest producentem zamienników materiałów eksploatacyjnych do wielu urządzeń drukujących. W tym właśnie dla urządzeń amerykańskiego giganta. Nie mam co prawda dostępu do tajników produkcji materiałów eksploatacyjnych i wiedzy na temat strategii  procesowej stron, ale publikacja Rzeczpospolitej jest dobrym przykładem na analizę problemu interoperacyjności i inżynierii odwrotnej.

Interoperacyjność czyli co?

Interoperacyjność jest pojęciem, które jest bardzo silnie związane z informatyką i prawem komputerowym. W Encyklopedii Komputerowej Alana Freedmana interoperacyjność jest definiowana jako zdolność do wspólnego działania dwóch lub większej liczby urządzeń lub procedur programowych. Pojęcie to odnosi się częściej do sprzętu komputerowego i urządzeń towarzyszących takich jak drukarka, rzadziej do programów komputerowych. Właśnie ta definicja pokazuje na czym tak naprawdę ma polegać interoperacyjność.

Podobne rozumienie możecie znaleźć w motywach dyrektywy nr 2009/24/we o ochronie programów komputerowych.  Według tego aktu normatywnego Interoperacyjność ma na celu zapewnienie możliwość komunikowania się pomiędzy samymi komputerami; komputerem a urządzeniami peryferyjnymi takimi jak skaner monitor czy drukarka; komputerem, a programem komputerowym oraz pomiędzy samymi programami komputerowymi. To właśnie dzięki zapewnieniu interoperacyjności możemy wymieniać dane w sieci internet i dzięki niej może działać sklep internetowy. To właśnie interoperacyjność powoduje, że widzicie zdjęcie produktu w e-sklepie i możecie porozmawiać z konsultantem na temat towarów oferowanych przez sklep. Oczywiście nie sposób wymienić wszystkich pozytywów interoperacyjności, ale wskazane wyżej są w mojej ocenie najbardziej reprezentatywne.

Dekompilacja, a interoperacyjność

Powstaje w związku z tym pytanie jak twórcy mają zapewnić interoperacyjność swoich programów komputerowych, czy też urządzeń. Konieczne do tego jest posiadanie danych informatycznych pozwalających na takie napisanie programu, czy też skonfigurowanie urządzenia i jego podzespołów aby mogły współgrać ze sobą wzajemnie. Odnośnie programów komputerowych dane takie są zapisane w kodzie źródłowym w postaci odpowiednich instrukcji. Jednak jak już pisałem[link] program komputerowy najczęściej występuje w kodzie maszynowym, który jest nie czytelny dla osoby programisty.

W związku z tym aby pozyskać takie informacje twórca programu, który chce zapewnić jego interoperacyjność z innym programem, musi albo pozyskać takie informacje od twórce innego programu lub przeprowadzić proces inżynierii odwrotnej celem pozyskania dostępu kodu źródłowego. Inżynieria odwrotna jest właśnie tym procesem gdzie od efektu jakim jest kod wynikowy czy też maszynowy przechodzi się do źródła czy li kodu źródłowego. Właśnie z punktu widzenia prawa ten ostatni przypadek jest bardzo interesujący. Co do zasady bowiem dokonanie dekompilacji (czyli inżynierii odwrotnej programu komputerowego) jest naruszeniem prawa jakie przysługuje twórcy, czy też innemu podmiotowi uprawnionemu z praw autorskich. Jednak są od tego wyjątki.

Inżynieria odwrotna, a prawo UE

Dyrektywa 2009/24/we w art. 6 stanowi, że zezwolenie uprawnionego nie jest wymagane, jeśli powielanie kodu i translacja jego form, w rozumieniu art. 4 ust. 1 lit. a) i b), jest niezbędne do otrzymania informacji koniecznych do osiągnięcia interoperacyjności niezależnie stworzonego programu komputerowego z innymi programami, z zastrzeżeniem spełnienia następujących warunków: a) czynności te są wykonywane przez licencjobiorcę lub osobę mającą prawo do używania kopii programu, lub upoważnioną osobę działającą w ich imieniu; b) informacje konieczne do osiągnięcia interoperacyjności nie były uprzednio łatwo dostępne dla osób określonych w lit. a); oraz c) czynności te są ograniczone do tych części oryginalnego programu, które są niezbędne dla osiągnięcia interoperacyjności.

Przesłanki wskazane w poprzednim akapicie szczegółowo omówię w innych wpisach, ale na pierwszy rzut oka widać, że takie działanie stanowi wyjątek od reguły jaką jest ochrona osoby uprawnionej z praw autorskich majątkowych.

Program konkurencyjny i interoperacyjność techniczna

Odnosząc tą kwestię do problemu prezentowanego w Rzeczpospolitej istotną kwestią będzie uzyskanie odpowiedzi na pytanie czy prawo do dekompilacji na gruncie UE pozwala na stworzenie programu konkurencyjnego.

Większość komentatorów zakłada, że takie użycie jest dopuszczalne bowiem jak wskazał Z. Okoń w komentarzu do ustawy o prawie o autorskim i prawach pokrewnych pod redakcją  D. Flisaka Użyty przez ustawę zwrot, tj. wzmianka o osiągnięciu współdziałania niezależnie stworzonego programu komputerowego „z innymi programami komputerowymi”, nie zaś z programem poddanym dekompilacji, wskazuje, że dopuszczalne jest również tworzenie programu konkurencyjnego (substytucyjnego) wobec programu dekompilowanego. Podobnie uważa R. Markiewicz i J. Barta. Kolejnym problem związanym z prawem do dekompilacji jest zapewnienie tzw interoperacyjności sprzętowej lub technicznej.

Pod tym pojęciem rozumie się z kolei sytuację kiedy producent sprzętu komputerowego może dokonać dekompilacji (standardowego) programu dla uzyskania zgodności produkowanego przez niego sprzętu z danym programem. Literalna wykładnia art. 75 PrAut sugerowałaby udzielenie w tej mierze odpowiedzi negatywnej jednak wykładnia funkcjonalna i celowościowa – za którą opowiadają się R. Markiewicz i J. Barta – skłania jednak do odpowiedzi aprobującej i zaakceptowania również dekompilacji służących tego rodzaju funkcjom.

Prawo Amerykańskie – sprawa Atari vs Nintendo

Jednak jak wspomniałem na wstępie powodem w sprawie która zainspirowała mnie do stworzenia tego wpisu jest roszczenie przedsiębiorstwa z Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Na gruncie tego praw sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Kiedy czytałem artykuł w gazecie Rzeczpospolita nasunął mi się wyrok w sprawie Atari Games Corp. v. Nintendo of Am. Inc z 1992 roku. Fanom gier komputerowych i historii informatyki przedsiębiorstwa te są znane bowiem są one producentami komputerów (Atari) czy konsol do gier (Nintendo).

Oba urządzenia na przełomie lat 80 – tych i 90 – tych były bardzo popularne wśród graczy. Właśnie wtedy Atari postanowiło stworzyć kartridże z grami kompatybilne z urządzeniami Nintendo. Celem pozyskania danych dokonała dekompilacji programami 10 NES który odpowiadał za czytanie danych z kartridży. Dane te pozwoliły na stworzenie przez Atari kartridży z grami które mogły działać na konsolach Nintendo.

W związku z tym Nintendo wystąpiło na drogę sądową. Zarzuciło Atari, że nie zgodnie z prawem dokonała dekompilacji i stworzyła konkurencyjne kartridże. Sprawa przeszła przez obie instancje. Sąd Odwoławczy wskazał w swoim rozstrzygnięciu, że Atari zgodnie z prawem dokonało dekompilacji, bowiem miało prawo do poznania zasady działania programu Nintendo. Niezgodność z prawem postępowania Atari polegała na tym, że wykorzystała zdobyte dane do działań komercyjnych i konkurencyjnych.

Orzeczenie to jest jednym z najważniejszych orzeczeń w Stanach Zjednoczonych i sprawiło, że do dnia dzisiejszego została przyjęty bardzo ograniczone zezwolenie na dekompilacje ograniczone jedynie do badania w celu poszukiwania idei i zasad programu. Wynika to z tego zasady i idee nie podlegają ochronie prawnej, bowiem pozwala to na rozwój techniki i stymuluje twórczość.

Wnioski

Przenosząc rozważania na grunt sprawy Hewlett Packard trzeba wskazać, że na gruncie europejskim nie każda ingerencja w monopol autorski twórcy jest od razu naruszeniem prawa. Powoduje to, że powód będzie musiał wykazać, na czym polegało naruszenie. Co istotne będzie to bardzo trudne dla Hewlett Packard. Również łatwego zadania nie będzie miał Black Point bowiem polityka UE w tym zakresie idzie bardzo daleko w kierunku zapewnienia interoperacyjności co stoi w sprzeczności z poglądami zza Oceanu. W tym kontekście nie można wykluczyć zawarcia ugody co jak wynika z artykułu już miało miejsce. Spór ten jednak pokazuje, że kwestie związane z monopolem w prawie własności intelektualnej jest wiecznie żywa i zawsze będzie wzbudzała wątpliwości, które będą rozstrzygały Sądy Powszechne.

  

2 thoughts on “O co chodzi z tymi zamiennikami – czyli o inżynierii odwrotnej”

  1. Szanowny Panie Mecenasie, uprzejmie proszę o poprawienie wskazania autorstwa. Autorem komentarza do części „komputerowej” ustawy jest dr Zbigniew Okoń, nie zaś ja.
    Pozdrawiam
    Damian Flisak

Comments are closed.